G.M. Ford – Furia

Czasem mam ochotę na niezobowiązującą, prostą i szybką rozrywkę, pozwalającą zabić czas. Jeszcze kilka lat temu, nie wiedząc dokładnie, czego chcę, pozwalałem telewizorni zarzucić przynęty w postaci kilku kanałów do wyboru. Przeskakując pomiędzy nimi zawsze jakiś haczyk złapałem. Czasem Discovery, czasem jakiś serial/film, który trafił akurat w mój nastrój w danej chwili. I oglądam, choć ani to głębokie, ani zaskakujące, po prostu dałem się złapać i idę z prądem, by czas jakoś minął. Tak właśnie jest z tą książką.

fury

Wiem, że wiecie, że lubię kryminał. Alistair McLean i jego „Lalka na łańcuchu” jest dla mnie wzorem porządnego, klimatycznego opowiadania w stylu Noir i nawet bardziej popularny i ceniony Chandler nie zrzucił go z mojego prywatnego podium. Wszelkie miksy, których składnikiem jest cokolwiek na wzór zagadki kryminalnej bardzo mnie cieszą – vide seria o Felixie Castorze Carey’a. Zatem gdy tylko otrząsnąłem się nieco po „Nazwaniu bestii” Carey’a poczułem głód. Mój umysł zapragnął dalszej pożywki w postaci powieści kryminalnej i to natychmiast. Moja luba podsunęła mi zatem książkę „Furia” G.M. Forda i, cholera, nie dostrzegłem (lub nie chciałem dostrzec) znaku ostrzegawczego – po prostu ją pokazała, wzruszając ramionami i racząc mnie słowami w stylu „może to ci się spodoba”. I już.

„Furia” to pierwszy tom przygód Franka Corso, dziennikarza wyklętego. Sfabrykował artykuł dla „Times’a”, sprawa wyszła na jaw i zasadniczo wystawił sobie wilczy bilet w branży. Zapadł się pod ziemię, wydając jednocześnie książki, które zdobyły górne pozycje na listach bestsellerów. Pewnego dnia jednak w siedzibie „Seattle Sun” pojawia się młoda dziewczyna, która chce rozmawiać właśnie z Corso. Od tej pory Frank ma 6 dni na powstrzymanie egzekucji niewinnego człowieka. Brzmi dynamicznie? Czujecie napięcie? Słyszycie, jak zegar tyka? Bo wedle cytatu na okładce „ta książka jest jak tykająca bomba zegarowa”. Owszem, zawiązanie akcji sugeruje wyścig z czasem, ale… zupełnie go nie czuć.

Książka nie jest zła. Po prostu jest jak jeden z wielu kanałów w TV, które akurat skorzystały na moim głodzie. Przebrnąłem przez książkę całkiem gładko w tydzień (kilka wieczornych sesyjek) i po jej zamknięciu nie pamiętam nawet imienia partnerki Corsa. Intryga jest ciekawa jako koncept, jednak realizacja i prowadzenie czytelnika przez jej meandry jest słabo wykonane. Ofiary są nam obojętne (zarówno żywe jak i martwe), bohaterowie są płascy, a Ford nieumiejętnie wciska nam ich charakter, zupełnie nie uzasadniając ani nawet nie starając się podeprzeć go opisami. Pani V. kreowana jest na kobietę o silnej osobowości i wysokim autorytecie, ale sposób owej kreacji wygląda bardziej jak adnotacja autora w przypisie.A główny zły? Czy czytamy o jego dokonaniach, czy też zbliżamy się do odkrycia, kim jest, morderca nie wzbudza w nas żadnych oczekiwanych emocji – ani strachu, ani obrzydzenia, po prostu „sobie jest”.

Nie ma w książce nawet jednego momentu, w którym poczułbym jakikolwiek klimat – nie ma mroku w domu mordercy, nie ma iskry między Frankiem i Meg, elementy słownych potyczek i kreowanie napięcia między bohaterami wydają się sztuczne, zgłębianie ich charakteru poprzez psychoanalityczne rozmowy jest nudne i dziwnie irytujące. Postacie drugoplanowe to tylko imiona i nazwiska, którym wyobraźnia skąpi nadania jakiejkolwiek twarzy a pamięć szybko wyrzuca je jak nieistotne informacje. Wszystkiemu w tej książce brakuje charakteru. Słowa zbudowane sztampowo wokół szkieletu scenariusza przypominają pracę domową odrobioną solidnie, ale bardziej z obowiązku, pod klucz, który zapewni solidną czwórkę i zadowolenie rodziców.

Wiecie co? Chandler nie podszedł mi pomimo tego, że uznawany jest za jednego z ojców powieści Noir. Nie znalazłem w nim tego, czego oczekiwałem… co nie znaczy, że nie czytałem go z przyjemnością i pewnie nie raz sięgnę po kolejne jego książki. A Ford i jego cykl o Corso? Nie mam zamiaru sięgać po kolejne tomy i nie polecam „Furii” wymagającym fanom powieści kryminalnych. Moim zdaniem szkoda czasu.

Sellcast Opublikowane przez:

Samouk, który znalazł pasję w grafice komputerowej, którą praktykuje zawodowo w branży reklamowej. Po godzinach tworzy dla siebie - grafika, teksty, motion design. Uwielbia też patrzeć na świat zza szkła obiektywu.

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.